sobota, 13 grudnia 2014

Rozstania i powroty...

Pssst...Zgadnijcie co?...Tak, tak, to nic innego, jak kolejny z moich wielkich powrotów. 

Wiem, wiem, co sobie myślicie - "który to już?!", "...już to gdzieś słyszałam/łem". Tym razem mam solidne alibi!




Niniejszym czuję się absolutnie usprawiedliwiona i, już bez zbędnych obietnic, zakasam rękawy i zabieram się do roboty! Jestem zwarta i gotowa, zmotywowana i przygotowana i nic mnie nie powstrzyma!...może tylko płacz pierworodnego, ale to jeszcze przed nami!




Jak zapowiadałam w swoim pierwszym poście, chciałabym się skupić na poradach urodowych dla *egzotycznych piękności*...alee..wspominałam także o wpisach z serii lajfstajl, zatem spodziewajcie się mnie wyskakującej z Waszych lodówek, wyglądającej zza pralki i ukrytej pod wycieraczką na buty! 

Uroczyście przysięgam *hoho, powiało patosem...* pisać jak najrzetelniej, podając sprawdzone informacje i porady. Zaznaczam także *a co tam, pociągnijmy patosem!*
tak na wypadek, gdyby ktoś zarzucił mi "o, kolejny ekspert od wszystkiego się znalazł"
że owszem, jestem ekspertem. 



Od własnych przeżyć i doświadczeń, a to one będą tematem wpisów. Zatem,*a może dramatyczniej byłoby "reasumując" ?* kto zostaje, palec do budki, zaglądajcie tu często, czytajcie, wzdychajcie i piszcie, o czym chciały/chcielibyście poczytać.

Do napisania wkrótce!!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

...o córze marnotrawnej...

Puk, puk, czy jest tam kto?! 

Długo mnie tu nie było, oj długo...Niczym ten syn marnotrawny, zawieruszyłam się gdzieś, między pęknięciem miednicy,  leżącym trybem życia, kilkoma imprezami i stadem wygłodniałych bocianów, ale wszystko po to, by ostatecznie zrobić wielkie
- wrócić ze zdwojoną siłą i powalić świat na kolana!

 Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni,  albo raczej, kiedy naskrobałam ostatni wpis * w dobie fejsika to prawie tak, jakbyśmy wypili razem herbatkę *, byłam skromną * nooo..może nie do końca, ale jakoś muszę utworzyć nutę dramatyzmu *, acz nieco szaloną, niezadowoloną z pracy, przyszłą małżonką z Warmii i Mazur... A obecnie? Małżonką nie jestem. I nie będę. Przynajmniej nie z onegdaj chętnym, przyszłym, a obecnie niedoszłym, małżonkiem. Warmię i Mazury porzuciłam na rzecz...stolicy. Pracę zmieniłam na coś, co kocham *niestety, nie idzie się za to najeść, o ubraniu nie wspomnę, ale przynajmniej rano mam chęć, by wyjść z łóżka*. 

W wersji skróconej: rzuciłam pracę, rzuciłam studia, rzuciłam faceta, nie zostałam ninja, grasuję po ulicach Warszawy, głównie konsumując różne pyszności *czyt. doszczętnie spłukując pensję na jedzenie*. 

Zmian naturalnie jest znacznie więcej, ale hej!, umówmy się, nie mogę tak po prostu BACH, wywalić wszystkiego na raz, bo o czym później będę pisać?! 

Tym optymistycznym akcentem pragnę zakończyć swój "powrotny" wpis...


PS

Nie obiecuję solennie poprawy i systematyczności....znacie mnie już *trochę* przecież!


XO Gaduła