Morza szum, ptaków śpiew… a tutaj
cicho-sza! Nie, nie myślcie,
że wróciłam do starych nawyków i „tarzam się” na
kanapie.
Przyczyna ciszy leży (dosłownie) zupełnie gdzie indziej. W dziecinnym łóżeczku – mój pierworodny postanowił
pojawić się na świecie ciut wcześniej, niż przewidywaliśmy. *szkoda, że Przyczyna sama nie milczy, chlip..* I stało się,
zawładnął całym moim światem! *oraz łóżkiem...*
Zatem wpis o włosach (znoooowuuu) odroczony.
Obecnie przeprowadzam ekspertyzy pieluch i chusteczek nawilżanych, a kiedy już
kończę porównywać ich jakość empirycznie, mam ochotę paść gdzieś w kąciku i
cichutko skonać. Wolałabym zrobić to
jakoś bardziej efektownie, z patosem i pełnym
dramatyzmem, ale nie starcza mi już siły. Wybaczcie więc, ale logicznym
jest, że o wiele bardziej interesuje mnie zawartość pieluchy mojego syna *+
zadręczanie Tatusia prośbami o wyrażenie opinii nt normalności kupki…*, a nie jakieś
tam włosy. Co tam włosy!
Wiele osób pyta mnie, jakie jest macierzyństwo.
To najpiękniejsza rzecz pod Słońcem!
Macierzyństwo rozwinęło we mnie całą gamę
nowych uczuć.
w psie Mamy Asi także...
Takich jak chęć przebijania opon i wyrywania samochodowych
lusterek, na przykład. Bo jak, do ciężkiej choroby, mam przejechać
z wózkiem,
załadowanym jak wielbłąd, torbami pełnymi zakupów?! Zamiast swobodnie
przemknąć chodnikiem, radośnie uśmiechając do swojej dzieciny, przeklinam pod
nosem, tłukąc się wózkiem
z kilometrowego krawężnika.
Czy wspomniałam o narażeniu zdrowia i życia, jakie niesie za sobą ta sytuacja?
Muszę zleźć na jezdnię, uważając by nie zostać rozjechaną.
To wszystko prowadzi
nas do nowego sportu ekstremalnego, który nazywam Slalomem Warszawskim. Brzmi
niewinnie, ale wierzcie mi, Igrzyska Śmierci to przy tym bułka z masłem.
Sport
ten, w uproszczeniu, polega na wyjściu i powrocie do domu. W jednym kawałku. Po
drodze jest kilka zadań do wykonania – kupić pietruszkę i koperek, bułki,
gazetę, etc… Zaliczyć wizytę w przychodni.
Ale najważniejsze – pokonać wszelkie przeszkody… Zaczynając od psich kup
na chodniku (Warszawo! SPRZĄTNIĘCIE PSIEJ KUPY NIE BOLI! Wiem z autopsji!),
przez przechodniów
i wspomniane wcześniej samochody *tak, zdecydowanie kobiecie
z wózkiem łatwiej jest zejść z chodnika i ustąpić miejsca zwykłemu
przechodniowi, jasne!*. Po drodze czyhają także inne śmiertelne zagrożenia, jak
ptaki dokonujące różnorakich zrzutów:
a. pokarmowych, w postaci orzechów laskowych;
b.pokarmowo-strawionych, w postaci kupska…. Swoją drogą,
ptaki też mogłyby sprzątać swoje kupki z chodników!
Wszyscy narzekają, że polskie drogi są fatalne. To samo
dotyczy polskich chodników. Muszę być bardzo ostrożna, żeby na wybojach nie
odkręciły się wszystkie śruby w wózku. No i te krawężniki! Tutaj przydaje się umiejętność
latania. Niestety, jeszcze jej nie posiadłam. Najgorsze są jednak Miłe
Doradczynie. Czekają w ciemnych zaułkach między warzywniakiem a piekarnią,
wyskakują na człowieka i bach! Już wiszą nad wózkiem i...
„Oooo, jakie piękne! A
to chłopiec, czy dziewczynka? Ale za zimno pani ubrała, rozchoruje się. Trzeba
cieplutko ubierać, bo inaczej zachoruje, jeszcze do szpitala trafi, proszę
pani! W ogóle, to pani z domu nie powinna z nim wychodzić… Ojej, ale główkę to
ma źle ułożoną, zadusić się może, niech pani uważa."
Zatem uważam, ażeby na
doradczynie się nie nadziać, nie zostać o…ną, nie wjechać, nie poślizgnąć się, ominąć
przechodniów, nie zarysować samochodów iiiii mogłabym jeszcze długo wymieniać, ale słyszę, że nastąpiło przebudzenie Krakena *tak nazywamy moment, gdy Jego Maleńkość się obudzi i domaga jedzenia*.
Ślę matczyne uściski i do usłyszenia!
PS
Chyba będę musiała się "przebranżowić" z bloga związanego z urodą na...
życiowo-satyryczny (?!)