Niedziela. Nieuchronnie zbliża się koniec weekendu, ostatnia szansa na złapanie oddechu przed pracowitym tygodniem.
Aby zafundować sobie chwilę relaksu *mając pełną świadomość, że może być ona ostatnią w ciągu najbliższych 18 lat...* wrzuciłam się do wanny. Świece, płatki kwiatów, pachnące kosmetyki...żyć, nie umierać!
I właśnie wtedy, zupełnie przypadkowo, odkryłam szybki, domowy sposób na woskowanie! *zazwyczaj powierzam się wspaniałym Paniom z DEPILOVE*.
Metoda jest błyskawiczna i naprawdę banalna!
Wystarczy wychodząc z wanny, niepostrzeżenie zahaczyć ręcznikiem
o świeczki, zrzucając je na podłogę. Wosk zalewa pół łazienki, w tym świeżo malowaną ścianę. Grunt, że oblewa nam nogi i stopy *hmm...można uznać, że to zabieg dwa w jednym - woskowanie i parafina na stopy!* Teraz najważniejszy element woskowania, czyli zdzieranie. Zdzieracie sobie gardło, niemiłosiernie...wiecie, jak gorący jest taki wosk?!
Następnie gardło zdziera sobie także Wasza druga połówka, wygłaszając przydługi wykład nt. bezpieczeństwa i zasad BHP *nie dalej jak wczoraj zostałam upomniana, że kategorycznie nie można stawiać świeczek bez szklanych podstawek. Są za lekkie i łatwo można je zrzucić. Wykład ten natomiast był w nawiązaniu do pozostawionych na komodzie świec, które...wpadły do szuflady i zalały pół jej zawartości....)*. Zdecydowanie preferuję zabiegi w Depilove...
Szczerze mówiąc... NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU!
PS
Koniec żartów! Obiecuję, następny post będzie poważny, rzetelny i w pełni profesjonalny! Będzie "kędzierzawo" - dla tych, którzy nie mogą poskromić swoich loków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz